Przejście z pracy biurowej na zdalną przebiegło wyjątkowo sprawnie. Wiele firm, które wzbraniały się przez takim modelem w ostatnich latach, dziś biją się w pierś, że nie miały racji. Ale – czy praca zdalna wyszła nam tylko na dobre? Nie ma jednej dobrej odpowiedzi na to pytanie. Inaczej odpowie mama dwójki dzieci w wieku szkolnym, inaczej osoba samotna odcięta od współpracowników i rodziny, jeszcze inaczej aktywny w terenie menedżer sprzedaży. Większość wskaże jednak, że zatarła się granica pomiędzy pracą, a życiem domowym. Mimo, że w formule pracy zdalnej jesteśmy bardzo efektywni, nieustannie prowadzimy spotkania online, często nawet bez przerwy pomiędzy.
I tu na pomoc wkracza HR, który w dobie Covidu zyskał miano służb specjalnych. I nie jest to wcale stwierdzenie na wyrost. Umiejętność wnikliwej obserwacji pracowników w nowym dla nich środowisku pracy, wykorzystując nowe sposoby komunikacji, stała się kompetencją, którą HR musiał rozwinąć w trybie przyspieszonym do poziomu „extra hard”. Dyrektorzy Personalni podzielili się ze mną sposobami na zarządzenie zmianą i poprawę warunków pracy zdalnej. Przykłady:
O zdrowiu mentalnym dużo i głośno mówiło się już przez Covidem, jednak w trakcie pandemii temat ten nabrał większego i głębszego znaczenia. Media informujące o rosnących infekcjach, ciężkim przebiegu choroby u coraz młodszych osób, rosnące ceny żywności i niepewność ciągłości pracy (prawie 35% Polaków obawia się utraty pracy) powodują, że rośnie w nas napięcie, nad którym coraz trudniej zapanować. Nie mamy możliwości dać ujścia emocjom, które zazwyczaj rozładowywaliśmy podczas rozmów przy lunchu, czy na korytarzach biurowych. Potrzebujemy interakcji, ścierania się, dyskutowania. Od dłuższego czasu nie mamy takiej możliwości i co gorsza te emocje zostają z nami, w naszych domach, rodzinach. Dlatego zachęcam – dbajmy o nasze zdrowie mentalne. Nasz stan psychiczny wymaga równie istotnej opieki, jak stan serca, czy wątroby.
W wakacje 2020 roku, rozmawiałam z moim przyjacielem, kapitanem Dreamlinera w LOT, o drastycznym spadku ilości wykonywanych przez niego miesięcznie lotów, o pensji obciętej o 80% i o lotach cargo. Tłumaczyłam mu wtedy, żeby się nie martwił, że wrócimy jeszcze do podróżowania. Wszyscy niecierpliwie na to czekamy. Jednak Jacek twierdził, że zmiany, które nastąpiły są w dużym stopniu nieodwracalne i zmienią branżę lotniczą.
Chwilę potem, podczas moich wirtualnych kaw z Szefami HR, zrozumiałam, że jego obawy dotyczące przyszłości branży lotniczej są słuszne. Każdy z Dyrektorów Personalnych potwierdził, że zdalne spotkania, często międzynarodowe, uświadomiły menedżerom, że nie każdy temat wymaga rozwiązania w drodze osobistego spotkania w Paryżu, Londynie, czy Nowym Jorku. Potwierdzili również, ze obcięcie kosztów podróży służbowych, jest wielką oszczędnością w budżecie firmy.
Według raportu ExpertSender „Zakupy online w Polsce 2020” 80% Polaków posiadających dostęp do internetu robi tą drogą zakupy, z czego 50% wydaje na nie ponad 300 zł miesięcznie. Niektóre segmenty e-handlu odnotowały wzrost przesyłek przewyższający 100%. Wynika to także w znacznej mierze z wyboru tej formy dokonywania zakupów również przez te grupy, które do tej pory nie były do niej przekonane np. seniorów.
Najczęściej kupowanymi produktami w trakcie pandemii, poza produktami spożywczymi, był papier toaletowy (to chyba nikogo to nie dziwi) oraz mydło. Firmy kosmetyczne w Polsce odnotowały duże straty w kategorii kosmetyków kolorowych (-16%). Noszenie maseczek znacząco wpłynęło na spadek popytu na pomadki, jednak w krajach Europy Zachodniej spadek ten nie był tak duży jak w Polsce, sięgając zaledwie -8%. Wygląda zatem, że Polki postawiły na naturalność.
Jak podaje Rzepa, pomimo ogromnych wzrostów w handlu elektronicznym, Polacy dużą elektronikę wciąż chętniej kupują w sklepach stacjonarnych niż on-line. Brak możliwości osobistego obejrzenia telewizora, czy zestawu kina domowego w sklepie stacjonarnym, odbił się na sprzedaży, która spadła z 20 na 4 mld złotych.
W okresie epidemii koronawirusa kupujemy mniej alkoholu, za to droższego – wynika z danych Nielsena. Informację tę potwierdzili Dyrektorzy Personalni znanego browaru, jak i sieci sklepów spożywczych. Najdynamiczniej rozwijającymi się kategoriami alkoholowymi są rum, gin i whisky. Kowalski mając do wyboru piwo i wino (wzrost o 18%!), częściej sięgnie po drugie. A jeśli wybierze piwo, to bezalkoholowe (+29%).
Odpowiedź na to pytanie wydaje się dość oczywista w lockdownie (choć może nie dla wszystkich). Tak bardzo doceniliśmy możliwość pracy w wygodnym, miękkim dresie, że wpłynęło to na sposób i ilość dokonywanych przez nas zakupów. Po pierwsze, kupujemy mniej. Przychody branży modowej spadły o jedną trzecią, co stanowi równowartość 640 miliardów dolarów w samych tylko w Stanach Zjednoczonych. Po drugie kupujemy nieformalne ubrania, takie jak piżamy, leginsy, odzież domowa i, przede wszystkim, spodnie dresowe. Zakupy dresów wzrosły o 80%, a wyszukiwania tych ubrań w Google osiągnęły najwyższy od 14 lat poziom.
Zastanawiające jest jednak co wydarzy się w modzie w obliczu powrotu do biur, co prawdopodobnie nastąpi w drugiej połowie roku? Projektanci mody twierdzą, że moda kocha ekstrema. Za przykład podają trend, który był obecny w modzie po II wojnie światowej, kiedy to kobiety przejęły prace wykonywane przez mężczyzn i większość z nich chodziła non stop w jeansach. Kiedy w 1947 roku Christian Dior zadebiutował z bardzo kobiecą kolekcją, ten „nowy look” zdominował cały świat. W 2020 roku polubiliśmy wygodny styl, a ponieważ styl formalny już przed Covidem ewoluował w kierunku casual, będziemy bawić się nim jeszcze bardziej. Co do szpilek – bez względu na trendy, pozostanę im wierna na zawsze.
Ciekawostka: Podczas kolejnych otwarć galerii w pandemii, największe obroty generowały sklepy z biżuterią. Powody tego stanu rzeczy są dwa. Po pierwsze recesja i rosnąca inflacja, które powodują, że rośnie zainteresowanie złotem. Powód drugi, dość prozaiczny – podczas firmowych spotkań online, widać nas od pasa w górę, zatem łańcuszki, pierścionki, kolczyki kupowaliśmy (kupowałyśmy) częściej niż inne dodatki, obuwie czy odzież.
Zakupowy szał na rośliny doniczkowe, w który wpadłam w ostatnich miesiącach, dał mi do myślenia, jak bardzo brakuje mi ludzi. Zupełnie nieświadomie stałam się „rodzicem pandemicznych roślin doniczkowych”. Otóż odcięcie od spotkań z ludźmi, a do tej pory odbywałam nawet siedem osobistych spotkań dziennie, spowodowało, że zaczęłam wypełniać puste przestrzenie napływem flory. W moim mieszkaniu pojawiło się kilku nowych, zielonych domowników. Co więcej, autentycznie popłakałam się, gdy okazało się, że moja biurowa Szeflera umarła z braku wody, a kapryśny Kroton zaraził się jakimś wirusem i nie byłam w stanie go uratować. Moja 6-letnia Zosia pocieszała mnie wówczas, że użyje magii i zadba o pozostałe roślinki, zupełnie jak robiła to w swoim magicznym lesie Diabolina.
Biorąc pod uwagę całe to roślinne szaleństwo, pocieszam się jednak, że chyba nie jest ze mną tak źle, skoro Australijczycy kupili w zeszłym roku 2 miliardy roślin, a ja zaledwie… jedenaście.